niedziela, 20 września 2015

Płacz więźnia duszy

Może nie jest to ambitne, ale to tak na jakby zachętę ;) Postaram się wrzucić coś bardziej ambitnego... Może chcecie bajkę? ^^

Miłego czytania! ^^

***

Człowiek z uśmiechem na twarzy,
W głębi duszy ze sobą się parzy,
Ze swoim własnym potworem,
Cieniem, zmorą, koszmarem...
Ubiera maski niczym w teatrze greckim,
Dziś postać tragiczna,
Jutro zaś tragiczno- komiczna.
Więzi wciąż w sobie prawdziwego siebie,
Zakuty w kajdany swej duszy żałosnej...
Wyrywa się krzycząc w nieba stronę:
"Stworzyłem swoje piekło,
Wielkie i okropne...
Dostałem własne niebo,
Ogromne i przepiękne...
Mam swój wielki Mały Świat,
W którym władcą jestem ja...
Dlaczegoż krwawię,
Mając pragnienia me wszystkie...?"

Krwawi, umiera, gubi się w myślach własnych,
Pochłania go bagno spraw i problemów,
Dusi się powietrzem codzienności...
Tonie On we własnych rozmysłach,
Pochłania go ciemność jego myśli...
Sponiewierają go łańcuchy życia,
Ciągnąc do ziemi,
Wzywając do płaczu...
Nie ma on pociechy,
Nie ma on ucieczki,
Nie ma on radości ani szczęścia,
Został sam smutek, rozpacz i samotność...

piątek, 18 września 2015

Przeprosiny

Z GÓRY BARDZO PRZEPRASZAM!

Za brak nowych opowiadań...

I wierszy...

Ale niedługo postaram się COŚ napisać! :)

Bądźcie cierpliwi :p


niedziela, 12 lipca 2015

Piosenka udręczonej duszy

Pośród ciemnego lasu w starej drewnianej chatce,
Żyła dziewczynka, która była w pełni oddana matce.
Lecz pewnego dnia zachorowała okropnie matka,
W leki uboga była już chatka.
Dziewczynka dla matki poświęcić się jest gotowa,
Słyszała, że w mieście o cudownym leku jest mowa.
Pobiegła w jego stronę tak szybko jak może,
Ten lek na pewno matce pomoże.
Biegnie w mgle wśród strasznych drzew,
Słyszy jak szepcze coś niby niewinny krzew.
Wszystkie stworzenia spowija mrok,
Lecz naszą dziewczynkę światło rozświetla co krok.
Cienie zaczynają szeptać,
Powoli w kierunku dziewczynki dreptać,
Aż w końcu w bieg się zrywają,
Jej światło zgasić- zadanie takie mają.
Dziewczynka ucieka, krzyczy, o pomoc prosi...
Mgła czarna coraz bardziej się unosi...
Spowija oczy dziewczynce, która się przewraca
O korzeń drzewa wrednego. Nadziei nie zatraca,
Biegnie przed siebie z łzami na twarzy.
Uratować matke- o tym tylko marzy.
Cała poraniona, zmęczona i śpiąca,
Ból i słabość w środku kryjąca,
Martwym krokiem zaczyna podążać.
Cienie zaczynają ją okrążać,
Tańczyć, skakać, cieszyć się z jej bólu, marzeń wspaniałych,
Wyśmiewają ją z racji powodzenia szans małych.
Dziewczynka upada pod naporem cieni,
Jej światło ledwo co się mieni,
Wstać próbuje resztką sił swoich... Podnosi oczy...
Deszcz zimny jej ciało moczy...
Trzęsię się z zimna i strachu dziewczynka mała,
A tylko matce pomoc chciała.
W końcu upada całkowicie, przewraca na plecy,
Cienie zaczepiają ją i ranią dla hecy.
Dziewczynka swe zakrwawione oczka zamyka,
Widzi już tylko kontur światła promyka.
Mgła ją pochłania, by do cieni dołączyła,
Swego bólu już więcej nie kryła.
W końcu umiera w cierpieniu...
Podobnie jak matka w swej chatki cieniu...

Czy tyle złego doświadczyć potrzeba,
By po śmierci zakosztować nieba...?

środa, 24 czerwca 2015

Kroniki Śmierci: Pamiętnik Smętnego Kosiarza cz. 5

Bezdusznie witam! Jakże dawno nie było Kronik Śmierci, więc dzisiaj trochę dłuższa i mam nadzieje ciekawa część opowiadań ;)

Dziękuję Wam za te ponad 1000 wyświetleń!

Miłego czytania! ;)


***

Rozdział IV
"Starość czernią kruków"
           
            Nie zdążyłem odsunąć się od Kronik, a usłyszałem trzepot skrzydeł tuż za swoimi plecami. Nagłym ruchem obróciłem się w stronę dobiegających dźwięków. Wstałem i zacząłem się rozglądać w każdym kierunku. Uniosłem swoją głowę do góry i ujrzałem stado kruków krążących nade mną tworzących "Wir Śmierci". Śmierci już się nie bałem, więc czekałem ze spokojem w duszy na kolejny ruch ptaków. Zaczęły one krążyć coraz to szybciej, aż w końcu... zapadły egipskie ciemności... Świeca zgasła od podmuchu wiatru wytworzonego przez kruki. Nie widziałem nawet konturów żadnego przedmiotu. Co ciekawsze- trzepot skrzydeł ucichł. Stałem w niepewności w bezruchu, czekając na to, co się wydarzy. Nie bałem się, bo w końcu byłem żywym trupem- nic nie może mi się stać, lecz czułem jakby czyjąś obecność. Wtem wąski strumień światła z niewiadomego źródła zaczął oświetlać moją osobę.
- Lethalu- zwołało jakby chórem kilka głosów dobiegających z każdej strony. Zdębiałem. Nie wiedziałem co robić. Zastanawiałem się, kto to mówi. Poza mną i kruków nie było tutaj nikogo, żadnej żywej istoty.
- Lethalu! Następco Strażników Śmierci- kolejny raz zawołały głosy. W tym momencie strumień światła zaczął rozszerzać się i oświetlał już całą moją postać oraz niedaleki obszar wokół mnie. Dostrzegłem kilka konturów postaci tworzących krąg wokół mnie. Istoty te były zakapturzone, nosiły szary długi i poszarpany płaszcz, który zakrywał każdą część ciała. Cień kaptura zasłaniał twarz, przez co nie można było ich rozpoznać. Postacie te miały pochylone głowy oraz ręce złożone w charakterystyczny dla mnichów sposób.
- Kim jesteście- wykrzyknąłem, gdy w końcu zebrałem odwagę by zadać im pytanie.
- Jesteśmy twoimi przewodnikami, którzy zbuntowali się "Jemu"- mówiły dalej niesamowicie mistycznym głosem istoty.
- Zbuntowaliście się? Komu? Jaki "On"- zacząłem pytać zdziwiony i zdezorientowany.
- "On" odebrał nam naszą moc- mówiły dalej niewzruszone postacie.
- Jak się tu znaleźliście tak szybko? Przecież...
- Jesteśmy wygnańcami, którzy przemierzają zaświaty w postaci kruków- przerwały mi postacie dalej mówiąc monotonnym wolnym głosem- Przylecieliśmy tutaj, by Cię ostrzec, Strażniku!
- Ostrzec? Przed czym?
- Jesteś w niebezpieczeństwie, Lethalu- ciągnęły istoty.
- Skąd znacie moje nowe imię? Przecież dopiero co wpisałem je do Kronik...
- Grozi Ci niebezpieczeństwo! "On" po Ciebie przyjdzie- głosy powoli zaczęły cichnąć, a postacie znikać.
- Jakie niebezpieczeństwo? Jaki "On"- zacząłem krzyczeć z zaniepokojeniem w głosie.
- Bądź ostrożny! On będzie chciał Tobą zawładnąć. Uniknij naszego losu. Unikaj losu, Lethalu, unikaj losu- mówiły nadal spokojnym głosem postacie, cały czas ignorując mnie.
- Kim jest ten "On"? O kim mówicie?!
- Tylko Ty możesz na nowo przywrócić stary porządek. On się Ciebie boi. W Tobie nasza jedyna nadzieja, Lethalu- głosy mówiły już bardzo cicho, aż w końcu ucichły, a wraz z nimi zniknęły postacie.
            Skąd znali moje imię? Przed jakim niebezpieczeństwem mnie ostrzegali? Kim jest ten wielki "On" i czemu akurat mnie pragnie? Czemu akurat ja mam przywrócić ten "nowy porządek"? Czym on właściwie jest? Na czym polega? Tak wiele pytań, na które nie znałem odpowiedzi nasunęło wtedy mi się na myśl. W tak krótkim czasie zbyt wiele się działo. Ale to nie był koniec... Świeca zapaliła się na nowo, a przy niej stały ogromny kruk z blizną wzdłuż krwiście czerwonego oka. Chwilę popatrzył na mnie swymi ogromnymi ślepiami, po czym wzbił się w powietrze, tak głośno kraknął jakby chciał powiedzieć "Chodź" i... wleciał prosto w lustro... Zniknął...

Rozdział V
"Śladem czarnego towarzysza"

            Lustro teraz stanowiło jakby rolę portalu, lecz dalej było widać w nim obraz, ale miejsca, w które Cię przeniesie. Kruk już czekał na mnie po drugiej stronie. Latał w miejscu, czekając aż przejdę przez lustro. On jest krukiem, więc potrafi latać, ale ja jestem tylko pozostałością człowieka... Pomyślałem, że nic nie może mi się stać, bo w końcu jestem martwy, więc wbiegłem w lustro... i stałem się krukiem! Krukiem na Ziemii! Wyszedłem z tego dziwnego pomieszczenia, innego wymiaru i znów jestem u siebie! Szczęście wręcz ze mnie wylatywało! Jasnoniebieskie niebo, białe jak śnieg i puszyste jak owca chmury. Znów oddychałem tym samym powietrzem co inni. Na nowo podziwiałem krajobrazy w najbliższym otoczeniu. Rozległe leśne polany pokryte różnorakimi i różnokolorowymi kwiatami i rozłożystymi krzewami, pod którymi odpoczywały sarny, zające i lisy. Zaraz obok szły polne dróżki prowadzące do pól uprawnych pełnych złocistej pszenicy bądź do wiejskich drewnianych, rzadziej ceglanych domków ze stodołami pełnymi bydła i koni. Dalej biegły już drogi gminne i powiatowe, które prowadziły do głównych autostrad kraju. Szumiące drzewa i ten przepiękny dźwięk spadających kropel deszczu na ziemię. Wcześniej nienawidziłem deszczu, ale teraz cieszyłem się z niego jak malutkie dziecko.
            Leciałem dalej za swym towarzyszem, który doprowadził mnie do małej starej, rozwalonej drewnianej chatki porośniętej lekko mchem z każdej strony. Z domku tego biło lekkie światło jakby ogniska. Kruk usiadł na ściętym drewnianym pieńku niedaleko pękniętego okna domu i czekał aż usiądę koło niego. Gdy już to zrobiłem, spojrzał w głąb chatki, jakby czemuś się przypatrywał i przemówił ludzkim głosem nie otwierając dzioba:
- Widzisz tą starszą kobietę przy ledwie palącym się kominku? To Sara Lauren. Osiemdziesięciosześcioletnia wdowa, o której zapomnieli wszyscy, nawet jedyny syn Tuomas. Jej imię zapisane jest na liście od Losu. Wiesz chyba co masz zrobić- dokończył, po czym wleciał do domku przez lekko uchylone drzwi z zepsutym zamknięciem. Chciałem polecieć za nim, ale... znów byłem "tym czymś", kościaną kreaturą w czarnym płaszczu. "Staruszka tak się mnie przestraszy, że umrze na zawał"- pomyślałem, więc wszedłem po cichu do chatki. Tak jak widać było z zewnątrz, domek był ubogi i posiadał tylko jeden pokoik, w którym mieściło się wszystko, począwszy od sypialni skończywszy na kuchni, lecz niestety nie było widać jakiejkolwiek, choćby polowej łazienki. Po prawej stronie znajdowały się drewniane szafki kuchennne z pourywanymi drzwiczkami, zardzewiała kuchenka gazowa, która wyglądała na nieużywaną od lat i zepsuta szafa, z której wylatywało parę ubrań i porwany futrzany płaszczyk. Po lewej stronie stało niepościelone łóżko jednoosobowe, które tak naprawdę było stertą dębowych desek przykrytych poduszką i porwaną kołdrą. Obok niego stał niewielki stolik wykonany z drewna sosnowego, na którym stała niewielka miseczka z zimną już zupą. No środku leżała niedźwiedzia skóra, na której stał zniszczony fotel, w którym siedziała w tej chwili staruszka. Naprzeciw niej znajdował się ceglany kominek, w którym ledwie paliła się sterta gałęzi z pobliskiego lasu. Na tym kominku usiadł właśnie kruk. W całym domku wisiały liczne obrazy Maryi i Jezusa, a nad łóżkiem ledwo trzymał się bukowy krzyż.
            Przez chwilę obserwowałem staruszkę w ciszy. Była do mnie odwrócona plecami, lecz widać było skrawek porwanego koca, którym była przykryta, a z prawej ręki wisiał jej fragment drewnianego różańca. Co jakiś czas, oprócz dźwięku spalania gałęzi w kominku, słychać było ciche lecz wyraźne słowa modlitwy z charakterystyczną przerwą na głęboki, ciężki oddech.
- Skoro już wszedłeś i nie zabrałeś mnie od razu ze sobą to rozgość się- powiedziała drgającym słabym babcinym głosikiem- Czuj się jak u siebie w domu... Myślałam że już nawet Ty o mnie zapomniałeś... Dawno nikt mnie nie odwiedzał- staruszka zrobiła lekką przerwę, aby wytrzeć w koc łzawiące oczy, po czym po chwili wstała ze swojego fotela i spytała- Może napijesz się czegoś?
            Chciałem odpowiedzieć, ale nie mogłem. coś mi nie pozwalało. Jakby jakaś wewnętrzna bariera. Jedyne, co mogłem zrobić, to przejść bliżej w stronę łóżka, żeby lepiej widzieć starowinkę.
- Wybacz- powiedziała z lekkim uśmiechem podchodząc do jednej z szafek kuchennych wyraźnie szukając czegoś wzrokiem- Zapomniałam, że skończyła mi się herbata- rzekła i znów przykrywając się kocem, rozsiadła się wygodnie w fotelu.
- Powiedz mi coś jeszcze przed śmiercią... Jak tam jest? Ciepło? Miło? Przytulnie? Jest z kim porozmawiać- kobiecie brakowało kogokolwiek do towarzystwa, co było widać od pierwszego spojrzenia na nią i jej zagubienie. Chciałem uspokoić staruszkę, lecz nie mogłem wykrztusić ani słowa. Wpatrywałem się w jej starcze zmartwione brązowe oczy i zmarszczoną bladą twarz pokrytą licznymi i różnorakimi bliznami. Staruszka ta na pewno przeżyła wiele, a mimo to w obliczu śmierci nadal pozostaje sobą i... uśmiecha się.
            Wtem kruk odezwał się jakby chciał mnie pospieszyć.
- To twój przyjaciel? Milutki ptaszek- powiedziała z jeszcze większym szczęściem patrząc na kruka. Cieszyła się niezmiernie, że w końcu ma gości. Kruk odezwał się po raz drugi, a ja nadal tkwiłem w bezruchu przyglądając się kobiecie.
- Rozumiem- wyszeptała wręcz smutnym głosem starowinka, po czym wstała i chwiejnym, babcinym krokiem podeszła do łóżka i położyła się w nim.
- Mogę mieć ostatnią prośbę- wyszeptała z lekką nadzieją, lecz zarazem melancholią w głosie- Gdybyś spotkał mojego ukochanego synusia, Tuomasa... Daj mu to i powiedz, że go kocham- powiedziała resztkami sił starsza kobieta i wyciągnęła w moją stronę rękę z różańcem. Chwyciłem go mocno i schowałem w jedyną  kieszeń mego ogromnego płaszcza. Staruszka momentalnie mocno się uśmiechnęła i zamknęła oczy. Mimo, iż tyle lat była sama i nikt jej odwiedzał ani nie pomagał dalej niezmiernie kocha swojego jedynego syna, który o niej nie pamięta, a Ona nadal jest gotowa oddać za niego swoje życie. Kruk nagle znowu zaczął krakać przerywając ciszę. Usłyszałem w swojej głowie jakby głos:
- Dotknij jej serca...
            Dotknąłem więc swoją kościstą dłonią miejsca, nad którym znajdowało się serce. Momentalnie klatka piersiowa starowinki zatrzymała się, a chwilę potem jej usta same się otworzyły, a nad nimi pojawił się jasnoniebieski płomień.
- Weź go w dłoń- usłyszałem znów głos w swojej głowie, więc szybkim ruchem chwyciłem ognik w rękę, który momentalnie zamienił się w mała szklaną kulkę. W tym samym momencie zawiał zimny mocny wiatr, który zwiał i zgasił ledwo palące się gałęzie w kominku. Włożyłem kulkę wraz z różańcem do tej samej kieszonki.
            Po chwili kruk wyleciał z chatki i usiadł na pieńku za oknem. Przez parę minut patrzyłem na martwą kobietę z niedowierzaniem. Czy naprawdę ja ją zabiłem? Patrzyłem na swoje roztrzęsione ręce i wsłuchiwałęm się w swój niespokojny oddech. Nie mogłem uwierz w to, co się stało.
            Chciałem przestać o tym myśleć, więc wyszedłem z chatki. Szedłem przed siebie i czułem jak staje się coraz mniejszy, aż w końcu znów byłem krukiem. Mój "przyjaciel" odleciał, a ja za nim, lecz cały czas spoglądałem w stronę ubogiego domku. Przecież ta kobieta nie zasłużyła sobie na śmierć. Wydawał się tak miła, kochająca, czuła i gościnna...

 C.D.N....

czwartek, 11 czerwca 2015

Zatracony

"To nie miejsce dla Ciebie,
Nie ma miejsca w niebie,
Nie dla Ciebie przyjemności,
I do radości skłonności!
Jesteś do niczego,
Tylko zginąć kolego!"
Mówił marynarz do siebie,
Przyglądając się najbliższej mewie.
Patrzył dalej w morze,
Ten widok zawsze mu dopomoże.
Wtem wody sie wzbrały,
Fale wielkie szalały,
Ryby wysoko wyskakiwały,
A ptaki chaotycznie latały.
Z morza piany nagle wyszła,
Jakby wprost z raju przyszła,
Kobieta piękna niesamowicie.
Marynarz poczuł serca bicie.
Wstał w jednej chwili zadziwony,
Wpatruje się w postać wystraszony.
"Chodź, marynarzu uroczy!
Gdy morze twoje cialo umoczy,
Będę twoja aż do końca świata!
Nie chcesz? Twoja strata!"
Szepcze piękność w stronę plaży.
To jest to o czym marynarz marzy.
Dziarsko wzdłuż plaży kroczy,
Już mu morze kostki moczy.
"Bliżej, szybciej, dzielnie!"
On niecierpliwi się piekielnie.
W końcu biegnie,
Dalej wierząc w te brednie.
Przy niej już stoi,
Serce mu sie kroi.
Wtem Ona łapie go zuchwale
I wrzuca w morskie fale.
Syreną się okazuje,
Cały czas przeciw niemu knuje.
Ciągnie go głęboko w morze.
Nikt mu już nie pomoże!
Płyną w kolor czarny,
Jego los jest marny.
Ona chce go pocałować
I w śmiertlenej łunie schować,
Teraz widzi ciemność śmierci,
Ale gdzieś się światło ognia kręci.
Za świecą widać mocny cień postaci.
To syrena. Ogień coraz słabiej świeci...
Płomyk już się nie pali...
Kobieta martwym marynarzem się chwali...

sobota, 6 czerwca 2015

Cień światła

Słońce oświetla ogromny gaj,
Przebija się przez korony drzew,
Świecąc na przepiękne kwiaty.
Lecz każde światło ma swój cień.
Róża- przecudny kwiat, symbol miłości,
Rani swymi małymi, ostrymi, kolcami.
Krew sączy się i spływa
Po martwym ciele poety.
Zasycha emanuje swym ciemnym kolorem,
Wywołując strach i odrazę zwierząt,
Lecz zafascynowanie samego trupa.
Dzień jest piękny, kolorowy, radosny,
Ale po nim zawsze mroczna noc nadchodzi.
Cienie wszelakie wychodzą ze swych jam
Boleśnie kąsają, otwierając stare rany.
Mrok właściwy i me demony pożerają mnie.
Moje światło niknie, zmieniajac się
W martwą czarną plamę niszczącą
Światło innych... Pasożyt emocji...

Czarne wiersze cz.3

Szum starych drzew, szmer latających ptaków,
Ciche kroki gdzieś w oddali.
Daleko w polu, pośród maków
Ukrywają się. Niepozorni, mali,
Lubiący ból czlowieka i jego cierpienie.
Kolekcjonują każdą glowę i jego kość,
Bo to właśnie ich natchnienie.
Rozpacz. Smutek. Gniew. Złość.

Lecz w końcu znalazł się ten inny,
Który zechciał wszystko zmienić.
Resztę czeka koniec niechybny,
On ma ich zabić, wyplenić
Niczym ogrodnik pasożyty.
Lecz cos tu nie pasuje,
To wszystko ma sens ukryty.
On co innego czuje...

On nie chce krzywdzić i zabijać,
Martwi sie, kocha, czuje,
Bez pomocy biednych omijać,
Których cała reszta truje.
On tak nie potrafi, nie umie.
Nie rozumie, nie pojmuje.

Kruki nad nim krążą, czekają
Na moment odpowiedni.
Nie tylko one chrapke na niego mają.
Wszyscy powtarzają na wypełnienie słów przepowiedni:
" Jeden się znajdzie, inny, dobry,
Szybko on zginie
Bo będzie zbyt szczodry."...

Umarł... Wszyscy toczą radość w winie,
Lecz nie znają słów końcowych:
"Jego śmierć wszystko zmieni,
Będzie początkiem czasów nowych,
A Bóg sam zło całe wypleni..."
Tak się i stało...

Lecz makom było mało...

wtorek, 12 maja 2015

Hidasta, Rakkaus, hidasta...

Słyszysz moje kroki, lecz nie widzisz mych czynów,
Patrzysz w me oczy, lecz nic nie dostrzegasz,
Czujesz to co ja, lecz nie potrafisz leczyć.
Brniesz wraz ze mną ślepo w autostradę
Zapomnienia, gdzie każda sekunda zanika.
Swoją drogą zaczynam kroczyć sam.
Samotnie stoję na linii ognia,
Samotnie też na niej umieram
Za największe dla mnie wartości.
Jestem niczym płonąca polana,
Paląc się godzinami jasnym płomieniem,
Zżerając siebie samego powoli,
By zgasnąć z braku pożywienia.
Sam powoduje swój samozapłon,
Sam powoduje swoje zgaśnięcie.
Podpalam się nadzieją,
Palę się z jej braku.
Woda przynosi ukojenie,
Łagodzi pragnienie, gasi ogień.
Lecz potrafi zabić, utopić
I pogrzebać zwłoki.
Jestem jak ogień,
Którego podsyca woda,
Gasi powietrze,
A wywołuje zimno i cisza.
"Zwolnij! Zwolnij swój szaleńczy
Bieg palącego się głupca.
Zwolnij i zmień drogę,
By uniknąć najgorszego..."
Nie mogę się zatrzymać,
Nogi same niosą, ku temu,
Czego pragnę z całej duszy...
A może ja nie chcę się zatrzymać...

wtorek, 5 maja 2015

Kuolema tekee taiteilijan

Bezdusznie witam, w okrutnym świecie żywych trupów,
Uważaj! Krocz ostrożnie, najlepiej wygodnie, bez butów.
Każdy krok, nawet najmniejszy, jest wyborem
Między życiem a pełnym flaków worem.

Czy to kwiat, ten piękny, jedyny, idealny?
Czy to tęcza i widok nieba niemarny?
Czy to muzyka, skrzypce, flet i organy?
Czy to dom rodzinny, las nam dobrze znany?

To wieniec dla zmarłej duszy, poety umarłego.
To tylko miraż, wybryk światła nikłego.
To marsz żałobny, płacze i szlochy.
To las, lecz więzienny, katakumby i lochy.

Szczęście czy pech nie istnieją rzeczywiście.
Wszystko zaczyna się pięknie, tragedią kończy oczywiście.
Łzy, krzyki, słowa wymawiane przez egzystencjalistę:
"Witamy w świecie, w którym śmierć czyni artystę".

niedziela, 26 kwietnia 2015

Czarne wiersze cz.2

Witam wyjątkowo bezdusznie! ;) Natchnięty płytą Tarji Turunen "Colours in The Dark" stwierdziłem iż napiszę wiersz... ale biały... Wiem, nie zbyt ambitne i twórcze, ale zawsze xD Jeśli komuś się coś nie podoba, to nie musi wchodzić na mego bloga xD Pozdrawiam! ^^

Upiornego czytania! ;)

Niestety nie dałem rady ująć wszystkiego, czego chciałem w tym wierszu...

***

"Umarły poeta"

W jałowej ziemi zawsze czeka
Nasiono kwiatu- pięknej rośliny,
Czekając na życiodajny deszcz.
Gdy spadnie w końcu niebiańska woda
Powoli puszcza on łodygę,
By następnie zakwitnąć barwą tysiąca kolorów,
Które oślepiają z daleka swą wspaniałością.

Kwiat nie więdnie, lecz zostaje zdeptany
Przez wędrownego lisa,
Który mimo swego śmiertelnego głodu,
Niszczy kwiat z obawy przed zatruciem
i szukając pożywienia zapomina o nim.

Jestem zagubionym podróżnikiem,
Który błądzi we własnym śnie.
Nie potrafi się z niego wybudzić,
Gdyż jest zbyt piękny i niesamowity...

Ten sen nie należy jedynie do mnie...

Odbywam niesamowitą wędrówkę,
Z dnia na dzień coraz bardziej zatracam się,
Nie chcąc uciekać ze snu,
Który zamienia się w koszmar,
W którym istnieje tylko jeden,
Lecz ogromny upiór, który jest mym władcą.

Tym upiorem nie jestem ja...

Czy na pewno upiór jest upiorem?
Czy na pewno sen jest snem?

Czy na pewno lis jest lisem?
Czy na pewno kwiat jest kwiatem?
Kim jestem? Podróżnikiem we śnie.
Kim jestem? 
Umarłym poetą.

Sen się kończy... Kończę się i ja...
Upiorem jest mój tlen... Kończy się i on...
Kwiat się staje lisem... Boi się...
Pożera mój sen, moje marzenia, moją nadzieję...
Kwiat już nie jest nadzieją...
Jest mą miłością, która nigdy nie wyjdzie
Ze snu, który był realny,
Lecz nie można mi w niego wierzyć,
Lecz nie można mi go pamiętać...

Budzę się...
Kwiat jest przy mnie...
Kwiat nie został zdeptany... Lecz... Więdnie...
Nie chce mojej ręki,
Dającej mu ochronę... Boi się...
Boi się, że gdy zwiędnie, zostanie wyrzucony...

Kwiat ten zawsze będę kochał...
Nawet jeśli zwiędnie, jego tysiące kolorów
Będą krążyć w moim śnie, 
Którego jestem niewolnikiem.
Nie wyrzucę mej rośliny, nawet jeśli
Wiedziałbym, iż nigdy nie będzie 
Tak piękna jak kiedyś...

Kwiat jest mój... Lecz nie opiekun wybiera kwiat,
Lecz kwiat wybiera opiekuna.
On się boi... Woli zostać sam...
Sen się skończył... Był przepiękny...
Kwiat mój odszedł... Lecz zawsze on będzie
W moim śnie, gdzie umarłem...

Sen jest tylko snem...
Nierealnym wybrykiem umysłu...
Po kwiecie został mi tylko jeden płatek...
Ten prawdziwy... Gotowy, by w pełni
Ukazać swoje piękno dla wszystkich...

Powracam do snu, by rozkoszować się mym kwiatem.
Powracam do snu, by poczuć jego woń.
Powracam do snu, by zobaczyć jego płatki,
Które za każdym razem zachwycały mnie
jeszcze bardziej...
Powracam do snu, do mej miłości, do mego kwiatu...
Tylko w śnie... Wybryku wyobraźni...

Jestem marzycielem, wędrowcem.
Jestem poetą, podróżnikiem.Moja podróż dobiegła końca.
W gaju mych marzeń, sen się urwał.

Jestem niewolnikiem, lokajem.
Jestem martwym sługą, naiwnym ogrodnikiem.
Kwiat był piękny i zachęcał samym sobą...
Lecz mnie nie potrzebował...

Śnić i marzyć...
Boją się tego tylko Ci,
Których przeraża samo życie
I odpowiedzialność za nie.

Sen jest piękniejszy niźli życie.

Kimże jestem tutaj? Człowiekiem.
Kimże jestem w śnie? Ofiarą.
Kimże jestem dzisiaj? Marzycielem.
Kimże byłem wczoraj? Wszystkim.


Czymże jest kwiat tutaj? Wszystkim.
Czymże jest kwiat w śnie? Wszystkim.
Czymże jest kwiat teraz? Wszystkim.
Czymże był kwiat kiedyś? Wszystkim.

Czymże był kwiat?
Miłością, sensem i tlenem.
Pięknem, szczęściem i mądrością.
Tęczą, wodospadem i zachodem słońca.

Czymże jest kwiat?
Wszystkim, czego pragnę...



poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Czarne wiersze cz. 1


Bezdusznie witam! Oto kolejna część czarnej liryki! Wiem, że nikt nie czekał, ale i tak to wstawię! XD
Miłego czytania!

***


"Otchłań"

Czymże jest bezdusznika serce?
Kruchym kamieniem...
Czymże jest ono przy jego męce?
Życia tchnieniem...

Ileż udręk on przeżywa, 
By Panią swą ujrzeć?
Ile bólu z dnia na dzień ukrywa?
Czyż można jego uczucia przejrzeć?

Kochać potrafi, a niby serca nie posiada.
Pani swej śmierci i życia
Wręcz miliony komplementow składa, 
Wyznaje jej miłość bez ukrycia. 

Ona go odrzuca, nie rozumie wcale,
On się stara ogromnie,
Ona zrywa kontakt bez żadnego "ale", 
Odchodzi w dumie, lecz skromnie...

On zostaje wierny sam sobie,
Pożera go jego otchłań wewnętrzna,
Gnije i umiera w chorobie,
To jego miłość niewdzięczna!

Kiedyś na nią patrzył,
Widział piękną łąkę w kwiatach.
Tylko o niej wciąż marzył!

Teraz rany zadane w batach,
Ból i cierpienie nierozłączne siedzą,
On dalej coś czuje,
Serce i rozumie wciąż coś bredzą,
Lecz Ona swymi widłami wciąż kłuje.

Głupiec, chłopiec biedny, skazaniec,
Chciał by było pięknie.
Był wspaniały, zakochaniec.
Z dnia na dzień jego serce mięknie.

Hades już tylko wyczekuje,
Podpuszcza i piecze.
Wizerunek jego kreuje, 
Krzyżuje na niego swoje miecze.

Wyrok już zapadł. 
Miłość na wieczność.
Chłopiec juz upadł.
Śmierć. Ostateczność.








sobota, 7 marca 2015

Kroniki Śmierci: Pamiętnik Smętnego Kosiarza cz. 4

Jak zwykle po dłuuuuuuuuugiej przerwie wracam z niezadowalającym opowiadaniem... Niestety tym razem niezwykle nudna część Kronik...

Miłego czytania ;)

***

"I Człowiek wybrany na Strażnika Śmierci nie może się zrzec bycia nim, ani nie ma prawa przekazać nikomu swojej "posady".
II Strażnik Śmierci w pełni dysponuje życiem człowieka. Każdego może zabić dowolnym rodzajem zgonu.
III Strażnicy są niewidzialni dla zwykłych śmiertelników. Człowiek widzi Śmierć dopiero godzinę przed swoja zgonem.
IV Strażnik Śmierci potrafi zejść widoczny do świata żywych w postaci kruka w każdej chwili.
V W przeddzień pełni księżyca Strażnik Śmierci może zejść do świata żywych w ludzkiej postaci i może tam pozostać aż do końca pełni. Jest wtedy widzialny dla smiertlenikow. 
VI Strażnicy Śmierci mogą obserwować świat żywych ze świata umarłych poprzez Przeklęte Zwierciadło.
VII Strażnik Śmierci może zamknąć część swojej mocy w przeróżnych przedmiotach i zrzucić je na Ziemię. Człowiek, który dotknie owego Talizmanu Śmierci widzi Strażników Śmierci i potrafi ich przywołać trzymając Talizman Śmierci i wypowiadając słowo " przybywajcie".
VIII Strażnik przywołany przez człowieka może zdecydować o jego losie. Może go uśmiercić, zostawić przy życiu lub obdarować częścią swojej mocy i uczynić z niego swojego Wysłannika Śmierci.
IX Wyslannik Śmierci w pełni podlega woli i władzy Strażnika.
X Strażnik Śmierci nie może zabić człowieka tylko po to, by kogoś uratować. Jeśli to zrobi Strażnik traci swoją moc i zostaje skazany na wieczne tułaczki swojej duszy po świecie żywych.
XI Strażnik Śmierci jest wybierany z pokolenia na pokolenie. Jeżeli ród Strażników zostanie bez potomka obecny Strażnik wybiera człowieka na swoje miejsce.
XII Każdy Strażnik posiada Zwój Życia i Śmierci, na którym zapisane jest imię, nazwisko, portret i data śmierci naturalnej każdego człowieka.
XIII Strażnik odnajduje człowieka przez dotknięcie palcem imienia człowieka w Zwoju Życia i Śmierci. Wtedy w Przeklętym Zwierciadle pojawia się widok z lotu ptaka, na którym widoczna jest owa osoba. Jeżeli osoba nie jest sama widoczna jest wokół niej czerwona poświata.
XIV Przejściem miedzy światem zmarłych, a światem żywych jest Przeklęte Zwierciadło, które teleportuje do wybranego miejsca. Należy wypowiedzieć nazwę miejsca lub dotknąć imienia człowieka na Zwoju Życia i Śmierci, a w Przeklętym Zwierciadle pojawi się obraz tego miejsca. Wystarczy wejść w Zwierciadło, aby zostać teleportowwnym. Aby wrócić Strażnik musi wejść w jakiekolwiek zwierciadło lub szybę.
XV Strażnik Śmierci musi zabić co najmniej jedna osobę dziennie. W przeciwnym razie Strażnik traci swoją moc i zostaje skazany na wieczne tułaczki swojej duszy po świecie żywych.
XVI Raz w tygodniu Strażnik Śmierci dostaje Listę Dusz od Losu, na której zapisane są imiona, nazwiska i portrety ludzi którzy maja zginąć. Jeżeli ich nie zabije Strażnik traci swą moc, a jego dusza zostaje zniszczona."
      Wszystkie zasady były zapisane normalnym atramentem, lecz ostatnia zasada była zapisana tak czerwonym atramentem, ze wydawało się jakby była to krew. Przez ten krotki czas myślałem, że widziałem juz wszystko, ale jednak się myliłem.


poniedziałek, 19 stycznia 2015

Lekka zmiana

Po długotrwałych i burzliwych przemyśleniach stwierdziłem, iż urozmaicę trochę mój blog i dodam do niego również elementy... liryki! Sądzę, że będzie to ciekawy dodatek... Przechodząc do sedna sprawy- na tym blogu (oprócz opowiadań rzecz jasna) będę publikował cała swoją twórczość "artystyczną", czyli elegie, fraszki, treny, a czasem pieśni! Oczywiście utwory będą pisane zarówno prozą jak i wierszem! ;)

***

A to na zachętę...

***

"Ciemność własna"


Niczym na pustyni samotnie kwitnący kwiat,
Jak sokół samotnie szybujący wśród chmur,
Niczym zagubione źrebie w gęstym lesie,
Tak Ty stoisz ze swą samotnością pośród tłumu.

Próbujesz jakoś wyjść z łowieckiej pułapki,
Lecz toniesz z każdą sekundą w zabójczych piaskach.
Tkwisz wciąż we własnej ciemności,
Nie mogąc znaleźć ni kropli światła
W swym życiu- w opuszczonym domu.


Wywołujesz na siłę uśmiech na swej twarzy,
Śmiejesz się płacząc gdzieś w głębi.
Zewnętrznie idealny- wewnętrznie potworem.


Z dnia na dzień pochłania Cię ciemność
złości, nienawiści, smutku i rozpaczy.
Z upływem czasu już przestajesz walczyć.
Czekasz cierpliwie, aż Kostuchna* zatańczy z Tobą danse macabre**,
Aby pamięć po Twojej osobie na zawsze zniknęła,
A ciało ziemia w swą głębię wciągnęła...

*Kostuchna- w utworze jako "Śmierć".
**danse macabre- Taniec śmierci (z fr. danse macabre) – alegoryczny taniec, którego przedstawianie rozwinęło się w kulturze późnego średniowiecza (XIV i XV wiek), korowód ludzi wszystkich stanów z kościotrupem na czele, wyrażający równość wszystkich ludzi w obliczu śmierci.


  ***

"Płomyk nadziei"

Czasem pragniesz czegoś mocniej niż wszystkiego innego,
Choć szansa na spełnienie owego marzenia marna,
Ty żmudnie próbujesz wypompowując z siebie resztki sił,
By osiągnąć swój nędzny cel.

Obsesyjnie trudzisz się, by płomyk nadziei wciąż płonął
Jasno i wyraźnie rozświetlając mrok codziennych spraw.
Oddajesz ostatnie poty, by osiągnąć nieosiągalne,
By sprawić sobie 
na ziemi istny raj, istny Eden*.

Mimo bólu i cierpienia towarzyszącemu każdemu twemu krokowi
Brniesz dalej na pierwszy front wojny z samym sobą
Niszcząc swą własną osobę od środka,
Zamykając ubolałą duszę w klatce,
By już nigdy nie przeszkadzała w twym celu,
Który mija się powoli z twymi marzeniami.

Zapomniałeś o tym, co chcesz, a nie masz.
Zatraciłeś się w tym, co masz, a nie chcesz.

Płomyk nadziei przestał się już palić,
Dusza umarła, serce skamieniało, krew zastygła,
By została zimnokrwista, bezduszna istota ludzka,
Przed którym klęka nawet sam Hades**...



*
Eden – biblijny raj.
** Hades- w mitologii greckiej bóg podziemnego świata zmarłych.


sobota, 10 stycznia 2015

Kroniki Śmierci: Pamiętnik Smętnego Kosiarza cz. 3.5

Piekielnie długa przerwa spowodowana jakże wielkim zakłopotaniem, brak czasu, chęci i weny...
Przepraszam wszystkich za tą przerwę i mam zamiar od teraz systematycznie prowadzić blog ;)
Takie postanowienie noworoczne...

To na zachętę dopiska do Kronik Śmierci ;)



***


   W każdym z kolejnych rozdziałów pamiętnik zaczynał się prawie że identycznie. Tak samo rozpoczęła się moja historia z Kroniką Śmierci. To, co się działo, nie było przypadkiem. Wszystkie wydarzenia miały swój pewien schemat. Nic wykraczającego poza "plan" nie miało prawa się wydarzyć. Pozostaje tylko pytanie dlaczego akurat ja? Dlaczego wybrano mnie na Strażnika Śmierci? Czy ktoś mnie wybrał? A może... ten "zaszczyt"... przechodzi z pokolenia na pokolenie? Wiele bym dał, żeby przekonać się, czy mam racje. Nic nie dzieje się bez powodu, a wszystko ma swój niezaburzalny rytm. Jedno wiem na pewno- to, że zostałem Śmiercią nie było przypadkiem... Bynajmniej tak sądzę... Czuje jakby coś dziwnego łączyło mnie z tą księgą. To dziwne uczucie dręczy mnie od momentu dotknięcia księgi.
Świadomość, że nie jestem już człowiekiem, a swego rodzaju liszą... Przypuszczam, że mógłbym żyć... wiecznie... Najgorsze w byciu tym, czym jestem, jest świadomość, że będę musiał zabijać tysięcy a nawet miliony ludzi, którzy nie zasłużyli sobie niczym na koniec swego żywota... Niestety... Zgodnie z tym co było zapisane w Kronikach- od teraz będzie to mój obowiązek... Zostaje pytanie skąd mam wiedzieć kogo zabić? Na kogo właśnie w tej chwili nadszedł czas? Było to dla mnie jedną wielką niewiadomą... Aż do czasu wpisania się do księgi...
Strony Kronik nagle zaczęły same się przewracać z zawrotną prędkością, aż zatrzymały się na ostatniej stronie sąsiadującej z okładką. Na tej kartce zapisane były "Zasady Strażników Śmierci". Było ich aż 16, a każda z tych zasad była napisana alfabetem gockim... Mimo tego bez problemu mogłem rozszyfrować każdą z nich...


 C.D.N....