środa, 9 lipca 2014

Kroniki Śmierci: Pamiętnik Smętnego Kosiarza cz. 3

Po baaaardzo długiej przerwie spowodowanej brakiem "weny" i po prostu lenistwa publikuje 3 część Kronik. Mi osobiście nie podoba się ta część, ale to może kwestia tego, że trochę z nią kombinowałem...
Miłego czytania! ;)

***


            To, co w niej było, zmieniło mój dotychczasowy pogląd na pojęcie, które jest wszystkim bardzo dobrze znane. Słowo, którego większość osób unika jak tylko może. Sama myśl o nim sprawia, że mamy serce w gardle, a krew zastyga nam w żyłach- "Śmierć"... To słowo jest jednym z najstraszniejszych pojęć znanych ludzkości. Na całe szczęście ludzie znają mało naprawdę przerażających słów...
                Księga ta opisywała dzieje "Strażników Śmierci", którzy panowali nad życiem i śmiercią, lecz nie mogli wydawać wyroków na cudze życie. To nie od nich zależało kto ma umrzeć. Dostawali rozkazy od "Losu". Z biegiem czasu przestano używać nazwy "Strażnicy Śmierci" i zastąpiona ją zwykła "Śmiercią". Wraz z latami rosła też własna wola i potęga Śmierci. Z czasem Los nie wydawał już rozkazów Śmierci, a Śmierć zaczęła rozkazywać Losowi. Los słabł w swej sile i potędze. Wiedział, że sam już nigdy nie odzyska władzy nad Śmiercią. Lecz oprócz swojej siły Los posiadał również niezwykły intelekt i wiedzę. Wykorzystał swoje talenty przeciwko Śmierci. Dawni Strażnicy Śmierci byli zachłanni i chciwi, więc Los wykorzystał to, że stracili już swoją posadę. Obiecał im niewyobrażalną moc i nieśmiertelność w zamian za wykonywanie jego rozkazów. Naiwni i żadni władzy dawni Strażnicy zgodzili się na układ i zawarli pakt z Losem. Wielka księga mówi iż "Strażnik Śmierci zostaje nim na zawsze", więc nie stracili Oni mocy... ale byli martwi... Sama dusza nie zrobi nic bez ciała, więc Los wskrzesił ciała Aniołów, którzy zginęli w walce z piekłem i tchnął w nie dusze jego "sług". Ale Los nie miał władzy absolutnej, a Aniołami władał sam Bóg. Więc gdy Bóg zauważył, że Los wskrzesza ciała jego wysłanników nie mógł stać bezczynnie. Rzucił na nich klątwę sprawiając, że ich ciała będą wiecznie gnić z bladą jak śnieg cerą i czarnymi jak smoła podciętymi i postrzępionymi skrzydłami, tak, aby już nigdy nie wzniosły się w niebiosa. Lecz odwieczna walka dobra ze złem nie mogła teraz się skończyć, więc władca piekieł też musiał wtrącić swoje trzy grosze. Lucyfer zmienił ich płeć na żeńską i dał im umiejętność zmieniania wyglądu. W ciemności istoty te wydawały się przepiękne, lecz gdy chociaż jedna wiązka światła dotknęła ich ciała ukazywały swoją prawdziwą, straszną postać. Los był zadowolony ze swoich sług, ale wiedział, że gołymi rękami nie zdołają kontrolować Śmierci. Musiał je uzbroić, dać im odpowiednią broń, która pozwalałaby na władanie Śmiercią. Wtem Los wpadł na genialny pomysł. Serum, które pozwalałoby kontrolować Śmierć jak marionetkę. Los z pomocą Lucyfera stworzył ową truciznę i zatruł sztylety swoich sług. Lecz władca piekieł słynął z tego, że nie robił nic za darmo. W zamian za stworzenie serum, Szatan chciał objąć część władzy nad jego sługami i samą Śmiercią. Los z początku nie chciał zgodzić się na ten układ, lecz po chwili namysłu zgodził się. Los przekazał zatrute sztylety swym sługom, lecz żeby nie wyglądały jak zwykłe noże naznaczył je trupią czaszką na rękojeści. I tak powstały istoty, które mnie tu sprowadziły. A nazwano je "Upadłymi Strażnikami", lecz niektórzy nazywają ich "Upadłymi Aniołami" ze względu na ich wygląd. I tak Śmierć straciła pełnię swojej władzy, a Los wraz z Lucyferem stali się panami życia i śmierci... A ja, wybrany przez Upadłe Anioły, zostałem kolejnym Strażnikiem Śmierci... Bynajmniej tak wynikało z moich domysłów. Jestem tylko ciekaw, co się stało z moim poprzednikiem i kim on był. O tym mówiła dalsza część Wielkiej Księgi. Ten dość duży skrawek, a może nawet i połowa księgi była swego rodzaju pamiętnikiem, w którym poprzedni Strażnicy Śmierci opisywali swój żywot, który często ciągnął się wiekami...
                Każda część pamiętnika była odpowiednio zatytułowana, żeby można było rozróżnić, który ze strażników opisywał swoje dzieje. "Pierwszy Strażnik Śmierci: Czerwone Oko"- Taki tytuł nosił pierwszy skrawek Kronik Śmierci...

Rozdział III"Strażnicy"


                "I tak rozpoczynają się dzieje Śmierci- odwieczna walka dobra ze złem, śmierci z życiem." Oto pierwsze zdanie rozpoczynające Pamiętnik Smętnego Kosiarza.
                "Z początku nie wiedziałem co się dzieje. Od każdej strony otaczała mnie ciemność. W pobliżu nie było widać nawet marnego przebłysku światła. Szedłem powoli przed siebie nie wiedząc co znajduje się w moim pobliżu.  Wtem nagle pośród cmentarnej ciszy wydobył się dźwięk zapalanej zapałki. Odgłos ten rozchodził się zza moich pleców. Słysząc jakikolwiek dźwięk momentalnie zareagowałem i odwróciłem się. Nareszcie zabłysnął we mnie płomyk nadziei… a konkretniej malutkiej świeczki stojącej w oddali na biurku. Z tej radości miałem ochotę pobiec w jej stronę ile sił w nogach, ale… coś mi nie pozwalało. Musiałem zatem zmierzać w tamtą stronę powolnym spokojnym krokiem. Gdy doszedłem do stolika płomień świecy jakby się powiększył. Malutki płomyczek przemienił się w dość duży ognik, który oświetlał teraz cały stolik i przestrzeń wokół niego. Na stole, oprócz świecy leżała niezwykle zdobiona księga. Niestety nie można było jej otworzyć- była zabezpieczona pasem, którego nie dało się zerwać. Łączył on jedną okładkę z drogą od strony kartek tak, żeby uniemożliwić otwarcie książki. Kiedy chciałem spróbować ją otworzyć ujrzałem w końcu swoją rękę. Lekko się przestraszyłem, gdyż zobaczyłem prawie gołe kości. Jedynie gdzie nie gdzie zwisały postrzępione resztki ścięgien i mięśni. Zacząłem z zaciekawieniem oglądać pozostałości po moim ciele. Wtem zauważyłem, że coś niedaleko mnie błysnęło odbijając światło świecy. Wystarczyło tylko podnieść głowę, żeby ujrzeć stojące przede mną ogromne lustro. Było one zdobione na styl gotycki, zresztą tak samo jak biurko i księga. Moje odbicie widniało w zwierciadle. Miałem na sobie czarną, długą i postrzępioną szatę, która zakrywała prawie całe ciało. Spod niej wystawały tylko stopy, dłonie i głowa, a właściwie czaszka. Czaszka bez oczu, a z oczodołów błyskało czerwone światło. O dziwo jedyne co zostało z mego starego ciała to… włosy- długie, proste, czarne włosy. Z przerażeniem zacząłem się cofać, aż potknąłem się… o krzesło. Na szczęście złapałem się biurka dotykając jednocześnie księgi. Usłyszałem tylko cichutki trzask podobny do dźwięku otwierania kłódki. Powoli wstałem i spojrzałem na biurko. Wszystko było na swoim miejscu, ale księga leżała otwarta, a pasek był jakby odpięty od okładki. Nie mając innego zajęcia przeczytałem księgę i dodałem do Niej swój wpis w postaci pamiętnika."



C.D.N....


sobota, 24 maja 2014

Kroniki Śmierci: Pamiętnik Smętnego Kosiarza- cz. 2

~Tak jak zapowiadałem wstawiam II część "Kronik Śmierci: Pamiętnik Smętnego Kosiarza"... Mam nadzieję, że nie zrazi Was składnia i sam mój styl pisania ;)
~ Miłego czytania!

***

          Zebrałem w sobie odwagę i ruszyłem z lekką niepewnością drogą wiodącą przez Trupi Gaj. Nieznośna mgła ograniczała moje pole widzenia do minimum. Nie wiedziałem gdzie dokładnie jestem, ani czy daleko jeszcze zostało do końca. Każdy krok stawiałem powoli i z lekkim strachem. Za każdym razem, kiedy nastąpiłem na gałąź, która pod naporem mojej nogi łamała się, całkowicie dębiałem, a ciarki przelatywały mi od stóp do głowy. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że idę przez ten las już dobre dwie godziny.  Przecież ten zagajnik nie był aż taki duży. Coś tu było nie tak... Nie słyszałem nawet krakania ptaków, które wcześniej mnie śledziły. Było tak cicho, że słyszałem nawet bicie własnego serca. w tym samym momencie na chwilę ustałem i rozejrzałem się wokół. Niewiele mi to dało. Wtem usłyszałem jakieś szepty, lecz nic nie mogłem z nich zrozumieć. Jakby słowa te pochodziły z innego, obcego języka. Ale mowa ta nie przypominała żadnego ludzkiego sposobu porozumiewania się. Od razu przypomniała i się historia z satanistami. Czy to mogła być prawda? W pewnym sensie na pewno... Kompletnie zdrętwiałem, kiedy zobaczyłem przed sobą czerwone, świecące oczy zbliżające się z dużą prędkością. Pomyślałem, czy tak ma się zakończyć moje życie? Na moje marne szczęście nie... Chwile po zauważeniu dziwnych oczu zacząłem się im przyglądać.  Po chwili widziałem już do kogo należą, ponieważ mgła przy oczach jakby powoli znikała... A może raczej do czego należały... Ten kruk mnie naprawdę nastraszył... Przeleciał kilka centymetrów od mojej głowy... Ulżyło mi... Niestety nie na długo... Z chwili na chwilę owe szepty były coraz głośniejsze, lecz dalej nie potrafiłem zrozumieć o czym mówią te głosy. Razem z szeptami rosło też moje przerażenie... Z początku nie widziałem nic, lecz chwile potem zacząłem dostrzegać setki malutkich świecących na czerwono punktów, które zaczęły mnie otaczać.  Z sekundy na sekundę punkty się powiększały, a za razem poruszały się ruchem okrężnym wokół mnie. W pewnym momencie widziałem nawet kontury ciał tych istot. Były człekopodobne, lecz miały cechę, która wyróżniała je od ludzi- skrzydła. Coraz szybciej się zbliżały, lecz dalej krążąc. Kiedy były już wystarczająco blisko jeszcze coś... Stworzenia te były płci żeńskiej. Miały długie czarne włosy i mnóstwo tatuaży na twarzy, a w szczególności koło oczu, które były w pełni koloru białego. Nosiły białe, lecz porwane i brudne szaty, a ich skrzydła były koloru czarnego. Co ciekawe chodziły na boso.  W tym samym czasie nadleciały kruki, które wcześniej mnie śledziły i znów utworzyły wir. Nie miałem dobrych przeczuć, z resztą raczej nikt by się nie cieszył. Wtem kobiety wyciągnęły noże zakończone trupią czaszką i przyśpieszyły swój bieg wokół  mnie coraz to bardziej zbliżając się.  Ptaki tworzące wir widząc, że tajemnicze istoty chwyciły broń, rzuciły się do ataku... na mnie... Setki kruków zaczęły drapać i dziobać moją twarz, a w szczególności powieki i oczy. To był ostatni obraz, jaki zobaczyłem na tym świecie. Ptaki osiągnęły swoje- oślepłem. Mogłem zdawać się teraz tylko na słuch i instynkt. Chwile po tym nareszcie zrozumiałem co tajemnicze postacie mówiły: "Teraz kruki lecą niosąc czerń i na zawsze będą lecieć niosąc czerń". Powtarzały to ciągle, jakby wypowiadały jakieś zaklęcie, lecz za każdym razem z coraz to większym temperamentem. W końcu słyszałem je tak wyraźnie, że wydawało mi się jakby stały tuż obok mnie... Nie myliłem się... Na chwile zapadła cisza, po czym poczułem, tylko jedno, lecz bolesne dźgnięcie w serce... Jak można się domyślić jedna z tych istot użyła swojego noża... Usłyszałem przy tym dziwne słowo, które jakbym już kiedyś usłyszał... Brzmiało tak: "Hashangraniia". Owy stwór strasznie zaakcentował końcówkę i wysyczał przez długi czas literę "s" w tym słowie... Biorąc przykład z jednej istoty, najprawdopodobniej ich przywódcy, reszta wbiła swoje sztylety w moje serce z tym samym okrzykiem... Poczułem dziesiątki ostrzy w mym ciele, które jakby wstrzykiwały jad, który miał na celu nie jak najszybsze uśmiercenie, lecz jak najwolniejsze... CO ciekawe łagodził ból... Już chciałem odepchnąć którąś z tych istot, ale te same odskoczyły wyjmując swe bronie z mego ciała. W tym samym momencie poczułem jakby wraz ze sztyletami wyszła ze mnie dusza... Ból był okropny i nawet to jakby łagodząca trucizna nie pomagała. Czułem się jakby ktoś wyrwał serce i wlał w jego miejsce żrący kwas... Padłem na ziemie ledwo podtrzymując się rękoma... Wiedziałem, że umrę... To była tylko kwesta czasu... Czułem jakby te stwory wysysały ze mnie całą energię życiową... Skóra na całym ciele zaczęła mnie mocno piec, jakby coś ją wyżerało... Serce wbrew pozorom biło coraz szybciej, a oddech wręcz przeciwnie... Zacząłem się strasznie pocić, lecz wciąż czułem zimno... Po chwili moje ciało zaczęło drżeć, a krople mojego potu spadały na ziemie... Jedna z jego kropel spadła mi na język... Nigdy nie smakowałem potu, ale znam smak czego innego... Swojej krwi... Ta kropla smakowała identycznie jak moja krew... Czyżbym pocił się krwią? I owszem... Istoty widziały, że ich trucizna działa, więc zakrzyknęły znów tym dziwnym słowem... "Hashangraniia"... Co Ono mogło oznaczać? Nie mam pojęcia... Nie miałem nawet chęci dowiedzieć się tego w tym momencie... Nagle urwał mi się film... Umarłem... Bynajmniej tak na początku myślałem...


Rozdział II
"Początki"

                Nie była to do końca prawda. Rzeczywiście umarłem, ale dalej żyłem... Lecz już nie na tym świecie... Byłem w świecie zmarłych, w mitologicznym Hadesie... Z każdej strony otaczała mnie ciemność. Rozglądałem się w koło szukając jakiegoś malutkiego jasnego punktu. Zszokowany tym, że żyje zapomniałem o wydrapanych oczach. Kiedyś musiał nastąpić czas, w którym przypomnę sobie, że nie mam już oczu. I teraz nadszedł ten czas... Momentalnie przestałem szukać chociażby małego płomyczka. Niestety wraz z zapałem do szukania zniknęła i moja nadzieja. Jak ślepy może coś zobaczyć? A tym bardziej mały prawie niedostrzegalny... Płomyczek świecy... Moje zdziwienie było równie mocne jak przerażenie... "Ja widzę! Tylko jakim cudem? Może tylko mi się wydawało... Nie, to nie możliwe!" Ze szczęścia chciałem biec w kierunku światła, lecz coś mi nie pozwalało. Mogłem poruszać się tylko wolnym, spokojnym krokiem. W mojej sytuacji dobre było i to. Z każdą sekundą byłem coraz bliżej płomyka... Z każdą sekundą płomień ten coraz bardziej rozświetlał otoczenie. Dostrzegłem już biurko, na którym stała świeca. Na owym meblu leżała też pewna książka... Książka tak niezwykle zdobiona, że wydawała się być księgą niebiańską zrobioną przez Anioły... Jednak bił od niej chłód. Chłód śmierci, nienawiści i złości. Jakby całe zło naszego świata zostało zamknięte w tej jednej książce... Książce bez tytułu... Księga ta była zabezpieczona pasem, który ciągnął się od tylnej okładki aż po ogromny fioletowy klejnot na przodzie. Pas ten nie miał nigdzie zapięcia. Jakby nikt nie miał zobaczyć zawartości owej książki... Im bardziej zbliżałem się do biurka, tym bardziej zmieniało ono kolor  na coraz ciemniejszy, aż w końcu przybrało barwę... spalonego drewna... Gdy mogłem już sięgnąć po księgę, wyciągnąłem swoją rękę by ją dotknąć... i w pewnej chwili zatrzymałem się. Przestraszyłem się swojej własnej dłoni. Byłoby to dziwne gdyby wyglądała całkiem normalnie, ale tak nie było. Widzieliście kiedyś rozkładające się ciało? W zaawansowanym stadium często pozostają już tylko kości, a nieraz i pozostałości tkanki miękkiej, które ledwo co trzymają się szkieletu. Postrzępione resztki mięśni zwisają na nikłych już niteczkach ścięgien... Identycznie wyglądała moja ręka... Nie obrzydza mnie sam widok rozkładającego się ciała, lecz wiedza i myśl, że to jest moja ręka przerastała mnie. Nikt chyba nie chciałby zobaczyć swojego martwego ciała. Zresztą mało kto ma do tego okazję... Ze strachu moje ciało zesztywniało i opadło wprost na... krzesło. Do teraz nie wiem skąd się ono tam wzięło... Ale w tej sytuacji było to mało ważne... "Być żywym trupem... To niesamowite, a za razem przerażające..." Odwróciłem głowę w prawą stronę i zobaczyłem wielkie zdobione lustro. A w nim swoje odbicie... Serce, które pewnie wyglądało teraz jak po wybuchu bomby, biorąc pod uwagę, że jeszcze było, momentalnie stanęło... z przerażenia. Wstałem z krzesła i powoli podchodziłem do zwierciadła przypatrując się swojemu odbiciu. Dalej nie mogłem uwierzyć, że teraz wyglądam tak a nie inaczej. Przypatrywałem się swojej marnej posturze i ciału. Byłem ubrany w poszarpany, podarty i stary, czarny, długi płaszcz, który sięgał podłogi. Miał długie rękawy, które zachodziły mi aż do dłoni, a zakończone były dwoma trójkątnymi ząbkami- z przodu i z tyłu. Szata ta posiadała również dość rozłożysty kaptur, który można by było zakryć jeszcze ze dwie głowy. Cały płaszcz był przepasany w tułowiu dość grubym potarganym czarnym sznurem. Na szyi wisiał naszyjnik z metalowym krzyżem, a na jego środku widniał czerwony niczym krew rubin... Widać mi było calutką czaszkę, ale co ciekawe bez oczu- a jednak widziałem. Wystawiłem rękę by dotknąć lustra. Chciałem sprawdzić czy lustro nie kłamie... Czy to naprawdę ja... Ale gdy dotknąłem palcem lustra... Pękło od miejscu zetknięcia mojej ręki z powierzchnią zwierciadła aż do jego obramowania. Wystraszony odskoczyłem upadając na krzesło, a lewą ręką dotknąłem klejnotu księgi... I wtedy owy pasek blokujący księgę otworzył się przy fioletowym kamieniu i udostępnił mi jej strony.  Usiadłem więc wygodnie na krześle i zacząłem lekturę...
c.d.n.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Liebster Blog Award- nominacje

Taaaa... Nie ma to jak stworzyć bloga, a trzy dni później dostać nominacje do Liebster Blog Award...
Mniejsza, że od mojej kochanej sis, ale zawsze... Ciekawe z jakiej racji dostałem nominacje...
Żart...? Litość...? Może tak na dobry start...? A może po prostu...? Cóż... Temat do dzisiejszych rozmyślań już jest... 

Zasady są następujące:

1. dostajesz 11 pytań, na które musisz odpowiedzieć

2. nominujesz kolejne osoby (musisz je poinformować) i samemu zadajesz im 11 pytań

3. nie możesz nominować bloga, który nominowała ciebie

***

Jak mówiłem zostałem nominowany przez swoją kochaną sis: Kasumi
Dostałem 11 dość ciekawych pytań, a mianowicie:

1. Czemu tematyka twojego bloga jest taka a nie inna?
2. Największe marzenie twojego życia? (nawet to najdziwniejsze)
3. Ulubiony zespół, ulubiona książka, ulubiony film, ulubiona postać (realna lub fikcyjna)?
4. Co wolisz - anime czy manga?
5. Gdybyś miał/ miała trzy życzenia, jakie by one były? (może to być wszystko oprócz większej ilości życzeń)
6. Co dla ciebie oznacza kochać coś lub kogoś całym sercem?
7. Jaka jest najważniejsza osoba w twoim życiu?
8. Co musi posiadać osoba, która chce być ci bliska?
9. Tolerancja - tak czy nie? Dlaczego?
10. Plany na przyszłość?
11. Najlepsza, twoim zdaniem, supermoc i dlaczego?

A moje odpowiedzi brzmią następująco:

1. Tematyka moja bloga: cmentarno- fantastyczna... Bo to mnie najbardziej interesuje i jara :3 Kocham jakieś mroczniejsze klimaty a bardziej mroczniejszego od cmentarnego chyba nie ma, a jak jest to jeszcze o nim nie wiem... xD A fantastyka żeby było ciekawiej.
2. Największe marzenia... Hmmm... Zdecydowani zostać wokalistą hard rockowego lub metalowego zespołu... Tak jak Ozzy Osbourne, James Hetfield, Marco Hietala, King Diamond czy Jonne Järvelä... Fakt, że nie da rady się do nich porównać, ale życie rockman'a zawsze było moim wielki marzeniem.
3. Ulubiony zespół: Nightwish
Ulubiona książka: Simon Beckett- Chemia Śmierci
Ulubiony film: Imaginaerum
Ulubiona postać: Ozzy Osbourne (rzecz jasna) :3
4. Zdecydowani anime ze względu na to, że można usłyszeć głos postaci co w pełni zmienia charakterystyke postaci...
5. Życzenia... A więc tak:
1. (troche egiostyczne) Aby umieć fantastycznie śpiewać metalowo i operowo oraz grać na gitarze elektrycznej. (Bo jak narazie to nie można nazwać tego śpiewaniem i graniem...)
2. O to aby wymarłe gatunki zwierząt na nowo powstały i żeby już nigdy ŻADEN gatunek nie wymarł... (taka miłość dla zwierząt)
3. Aby zmarli wielcy muzycy (np. Michael Jackson, Jimi Hendrix, Curt Cobain, Freddie Mercury czy Ronnie James Dio) powstali z grobów i dalej już jako nieśmiertelni i w pełni swojej "mocy" dalej tworzyli wspaniałą muzykę.
6. Kochać kogoś/ coś całym sercem... Cóż... Całkowicie się temu komuś/czemuś poświęcić, nie widzieć bez tego kogoś/ czegoś świata i potrafić dosłownie rzucić się w paszcze śmierci dla tego kogoś/ czegoś...
7. Najważniejsza osoba w moim życiu... Jednej nie potrafie wybrać... Są trzy osoby... Moi rodzice  i siostra... Jak narazie...
8. "Co musi posiadać osoba, która chce być Ci bliska?" Po prostu tolerować i szanować mnie takiego jakim jestem...
9. Tolerancja- jak najbardziej tak... Dlaczego? Każdy człowiek jest inny ale i równy, więc każdy ma takie same prawa, więc jestem jak najbardziej tolerancyjny na wszystko ;)
10. Plany na przyszłość... Bliżej nieokreślone... Raczej spróbuje pójść w kierunek muzyczny, bo dla mnie muzyka jest całym moim życiem... A jak się nie uda to może w psychologa lub psychiatrę... Ewentualnie lekarz...
11. Najlepsza supermoc- teleportacja... Jestem dość leniwy to raz, a dwa, że zaoszczędzasz czas, aprzede wszystkim kase xD

***

Dowiedzieliście się nieco o mnie... Mam nadzieję, że nie zniechęci Was to do mojego bloga... A jak zniechęci... Płakać nie będę..

A teraz czas na me nominacje i pytania! 

Niestety prawie wszystkie blogi jakie znam zostały już nominowane... Został tylko jeden, a mianowicie:

http://dark-thoughtss.blogspot.com/

PYTANIA:

1. Jak zaczęła się Twoja przygoda z bloggerem?
2. Jaka rolę odgrywa w twoim życiu muzyka?
3. Ulubiony gatunek muzyki, instrument, zespół?
4. Największe marzenie/a, które chciałabyś zrealizować?
5. Wyobraź, sobie, że wyszłaś na spacer sama daleko poza miasto/ wieś, gdzie nie ma śladu cywilizacji. Zauważasz stary drewniany domek, który jest cały w płomieniach. W oknie widać twarz kobiety z niemowlakiem na rękach wołającą o pomoc. Nie masz przy sobie telefonu, a najbliższe gospodarstwo/dom jest kilkadziesiąt kilometrów od Ciebie. Wiesz, że zanim do Niego dobiegniesz, kobieta wraz z domem spłonie... Co robisz?
6. Jak Twoim zdaniem wygląd anioł, demon, zjawa i piekło?
7. Jak sądzisz, co z Nami dzieje się po śmierci?
8. Wyobraź sobie, że Ciebie i Twoja najlepszą przyjaciółkę porwał psychol. Związał, Twoją przyjaciółkę zakneblował, a Was obydwie wywiózł do lasu. Podchodzi do Ciebie i mówi, że zabije tylko jedną z Was, a drugą puści wolno i Ty masz wybrać, którą. Co robisz?
9. Jak, sądzisz, jak wyglądałoby życie na innej planecie? Jak by się rozwinęła obca cywilizacja?
10. Czy wyobrażasz sobie świat bez roślin i zwierząt tylko sami ludzie? Byłoby lepiej czy gorzej?
11. Wyobraź sobie, że jesteś biedna i bezdomna. Pewnego dnia znajdujesz lampa dżina. Dżin może spełnić twoje trzy życzenia, albo kosztem trzech życzeń możesz go uwolnić z lampy. Co robisz?


sobota, 26 kwietnia 2014

Kroniki Śmierci: Pamiętnik Smętnego Kosiarza- cz. I

~A więc pierwsza część dość długiego opowiadania pod tytułem: "Kroniki Śmierci: Pamiętnik Smętnego Kosiarza". Jest tak długie, że można by napisać książkę tylko tym opowiadaniem, dlatego dziele na rozdziały ;)
~Życzę miłego czytania!

***

Wstęp

            Każdego roku rodzą się i giną tysiące osób. Z punktu widzenia natury jest to rzecz normalna. Są miliony rodzaji śmierci i równie dużo jej podgatunków. Ludzie giną w wypadkach samochodowych, umierają na skutek zawału serca bądź zostają najzwyklej w świecie zamordowani. Ile razy słyszy się w telewizji, bądź w gazecie o atakach terrorystycznych, o wojnach domowych lub też o starciach zbrojnych o swoje chore racje i surowce naturalne. Traktujemy nasze życie jak rzecz, którą można naprawić lub zbudować na nowo. Człowiek nie dostrzega jak wielką wartością jest życie. Życie jest jedno i nie da się go naprawić czy zacząć od nowa. To nie gra komputerowa, w której gdy coś nam nie wyjdzie, próbujemy raz jeszcze. Ludzie mordują się bezlitośnie z zimną krwią i sercem z kamienia nawet nie zastanawiając się czemu to ma służyć... Czy jest jakikolwiek sens tego bratobójstwa... Człowiek patrzy na śmierć, jak na codzienną czynność, niszcząc tym samym w sobie uczucia... Lecz nie zmienia to faktu, iż tak, czy siak patrzymy na śmierć z ziemskiego punktu widzenia. Czy śmierć jest końcem wszystkiego? Co znajduje się po śmierci? Co na Nas czyha? Nic? Pustka? Możliwe... Nikt w ludzkim świecie tego nie wie... Lecz poza tym smutnym, pełnym nienawiści i chciwości świecie...  Ktoś musi znać listę, w której zapisana jest data i rodzaj zgonu każdego człowieka, zwierzęcia, a nawet rośliny... Ktoś, a może coś... Tak często używamy słowa "śmierć", że została ona uosobiona w postaci żyjącego szkieletu w czarnym płaszczu i z kosą w prawej dłoni... Zaczęto na nią nią mówić Smętny Kosiarz... Zaczęto mówić tak na mnie...

Rozdział I
"Wspomnienia"

            Pamiętam czasy, kiedy byłem normalny. W pamięci wciąż krążą wspomnienia dni, w których chodziłem po ziemii wolny ciesząc się życiem. Niestety teraz to tylko marzenia. Mogę spoglądać na ziemię tylko w postaci kruka siejąc smutek i cień śmierci... Lecz kiedyś było inaczej... Kiedyś byłem normalnym człowiekiem.
            Urywki wspomnień tamtego dnia latają wciąż wokół mnie, jak liście drzew porwane przez wiatr późną jesienią... Wszystko zaczęło się 29 października 2010 roku. Kończyłem wtedy równe 18 lat... Dzień zaczął się normalnie, tak jak każdy pospolity dzionek, lecz wydarzenie, które później nastąpiło zmieniło moje życie na zawsze...
            Jak co dzień z niewielką chęcią do życia wstałem późnym rankiem do szkoły. Zanim zwlekłem się z łóżka minęło już dobre pół godziny. Jak dobrze, że zaczynałem wtedy szkoły wczesnym popołudniem. Tradycyjnie po wstaniu z łóżka włączyłem głośniki i odpaliłem swoją ulubioną muzykę. Niektórzy ten typ muzyki nazywają "darciem ryja", lecz dla mnie to istny raj na ziemii. Ta muzyka to całe moje życie... Niestety bardzo krótkie... Zazwyczaj po chwili słuchania muzyki w pełni wypoczęty idę zjeść śniadanie, zaczesać długie włosy i wyprasować ciuchy do szkoły. Same znalezienie odpowiednich ubrań zajmuje trochę czasu. Trudno znaleźć pośród milionów czarnych bluzek tą jedyną. Tak, jak pewnie zdążyliście zauważyć byłem Metalem. Miałem z natury czarne włosy i ciemnobrązowe, wyglądające wręcz jak czarne, oczy. Nosiłem same czarne bluzki z nazwami przeróżnych metalowych zespołów. Miałem ich setki. Skoro czarne bluzki, to również i bluzy oraz spodnie tego samego koloru. Oczywiście moimi ulubionymi butami były glany. Po ubraniu się w końcu mogłem wyjść do tego znienawidzonego świata. Najchętniej siedziałbym w domu zasłuchany w fińskie rytmy metalicznych melodii... No ale życie to nie koncert życzeń... Trzeba było raz kiedyś wyjść na świeże powietrze po czym zaraz schować się w swoim mieszkaniu. Jakoś przeżyłem samo dojście do szkoły, jakoż że nie mam do niej daleko, lecz sama szkoła i lekcje nie przeszły już tak łatwo. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda... W ten dzień miałem same przedmioty ścisłe: dwie godziny fizyki, trzy matematyki i dwie chemii. Jednie lekcja języka polskiego dała trochę odpocząć mojemu umysłowi. To mój ulubiony przedmiot. Uwielbiam pisać wypracowania, opowiadania, wiersze, recenzje i opisy. To chyba jedyne co naprawdę potrafię. Dlatego piszę ten pamiętnik... Lekcje dłużyły się niemiłosiernie, ale za to gdy w końcu dobiegły końca cieszyłem się tak strasznie, że chyba nic nie mogło zepsuć mi tego humoru... Jednak przeliczyłem się... Ledwie wyszedłem ze szkoły, a już zauważyłem stado kruków dokładnie nade mną. Lecz te kruki nie latały od tak sobie w każdym kierunku, lecz krążyły tworząc czarny wir, który według przesądów śmierć człowieka, nad którym owe ptaki krążyły. "Byłby to świetny prezent na urodziny..."- pomyślałem... I najwidoczniej wykrakałem... Kruki te leciały w tej formacji za mną krok w krok... Jak na złość droga, którą przeważnie wracałem do domu była w remoncie. Na dodatek pogoda też nie dopisywała. Gęsta mgła utrzymywała się od rana. W normalnej sytuacji cieszyłby się z tej pogody, lecz ten "wir śmierci" zmieniał postać rzeczy. Lecz to nie był koniec złych wiadomości. Jedyna drogą, którą mogłem dostać się do domu był ciemny i gęsty las, który nosił nazwę "Trupi Gaj". Nie bez powodu tak go nazwano. Podczas drugiej wojny światowej niemieckie oddziały pogrzebały tam miliony Żydów tragicznie zamordowanych w komorach gazowych. Podobno nie raz widziano jak grupa satanistów wchodzi do niego. Chwile potem słychać było krzyki, a potem zapadała grobowa cisza. Kiedy już wychodzili w tle było słychać jakby szepty zmarłych, a nie raz ukazywały się czerwone oczy. Najstraszniejsze w tym było to, że wracało ich o jednego mniej... Ustałem przed lasem, a ciarki przebiegły mi po plecach. Pierwszy raz tak mocno się bałem. Nie wiedziałem, czy te plotki o tym miejscu były prawdziwe, ale byłem i jestem do teraz przesądnym człowiekiem. Ale cóż poradzić? Jeszcze tego samego dnia musiałem dotrzeć do domu. Chociaż już od dziś byłem pełnoletni i mogłem robić co mi się żywnie podoba. Lecz jakaś dziwna siła namawiała mnie, żebym wszedł do tego lasu... Ta decyzja odmieniła moje życie na zawsze...



c.d.n.

piątek, 25 kwietnia 2014

Bezdusznie witam!

Bezdusznie witam na moim blogu, na którym co jakiś czas będą wstawiane krótkie lub długie (w miarę moich możliwości jak najbardziej "mroczne") opowiadania o tematyce cmentarno- fantastycznej.
Mam cichą nadzieję, że spodobają się Wam moje wypociny...
Za kilka dni powinno pojawić się pierwsze opowiadanie! ^^