Po baaaardzo długiej przerwie spowodowanej brakiem "weny" i po prostu lenistwa publikuje 3 część Kronik. Mi osobiście nie podoba się ta część, ale to może kwestia tego, że trochę z nią kombinowałem...
Miłego czytania! ;)
Miłego czytania! ;)
***
To, co w niej było,
zmieniło mój dotychczasowy pogląd na pojęcie, które jest wszystkim bardzo
dobrze znane. Słowo, którego większość osób unika jak tylko może. Sama myśl o
nim sprawia, że mamy serce w gardle, a krew zastyga nam w żyłach-
"Śmierć"... To słowo jest jednym z najstraszniejszych pojęć znanych
ludzkości. Na całe szczęście ludzie znają mało naprawdę przerażających słów...
Księga ta opisywała dzieje
"Strażników Śmierci", którzy panowali nad życiem i śmiercią, lecz nie
mogli wydawać wyroków na cudze życie. To nie od nich zależało kto ma umrzeć.
Dostawali rozkazy od "Losu". Z biegiem czasu przestano używać nazwy
"Strażnicy Śmierci" i zastąpiona ją zwykła "Śmiercią". Wraz
z latami rosła też własna wola i potęga Śmierci. Z czasem Los nie wydawał już
rozkazów Śmierci, a Śmierć zaczęła rozkazywać Losowi. Los słabł w swej sile i
potędze. Wiedział, że sam już nigdy nie odzyska władzy nad Śmiercią. Lecz
oprócz swojej siły Los posiadał również niezwykły intelekt i wiedzę.
Wykorzystał swoje talenty przeciwko Śmierci. Dawni Strażnicy Śmierci byli
zachłanni i chciwi, więc Los wykorzystał to, że stracili już swoją posadę.
Obiecał im niewyobrażalną moc i nieśmiertelność w zamian za wykonywanie jego
rozkazów. Naiwni i żadni władzy dawni Strażnicy zgodzili się na układ i zawarli
pakt z Losem. Wielka księga mówi iż "Strażnik Śmierci zostaje nim na
zawsze", więc nie stracili Oni mocy... ale byli martwi... Sama dusza nie
zrobi nic bez ciała, więc Los wskrzesił ciała Aniołów, którzy zginęli w walce z
piekłem i tchnął w nie dusze jego "sług". Ale Los nie miał władzy
absolutnej, a Aniołami władał sam Bóg. Więc gdy Bóg zauważył, że Los wskrzesza
ciała jego wysłanników nie mógł stać bezczynnie. Rzucił na nich klątwę sprawiając,
że ich ciała będą wiecznie gnić z bladą jak śnieg cerą i czarnymi jak smoła
podciętymi i postrzępionymi skrzydłami, tak, aby już nigdy nie wzniosły się w
niebiosa. Lecz odwieczna walka dobra ze złem nie mogła teraz się skończyć, więc
władca piekieł też musiał wtrącić swoje trzy grosze. Lucyfer zmienił ich płeć
na żeńską i dał im umiejętność zmieniania wyglądu. W ciemności istoty te wydawały
się przepiękne, lecz gdy chociaż jedna wiązka światła dotknęła ich ciała
ukazywały swoją prawdziwą, straszną postać. Los był zadowolony ze swoich sług,
ale wiedział, że gołymi rękami nie zdołają kontrolować Śmierci. Musiał je
uzbroić, dać im odpowiednią broń, która pozwalałaby na władanie Śmiercią. Wtem
Los wpadł na genialny pomysł. Serum, które pozwalałoby kontrolować Śmierć jak
marionetkę. Los z pomocą Lucyfera stworzył ową truciznę i zatruł sztylety
swoich sług. Lecz władca piekieł słynął z tego, że nie robił nic za darmo. W
zamian za stworzenie serum, Szatan chciał objąć część władzy nad jego sługami i
samą Śmiercią. Los z początku nie chciał zgodzić się na ten układ, lecz po
chwili namysłu zgodził się. Los przekazał zatrute sztylety swym sługom, lecz
żeby nie wyglądały jak zwykłe noże naznaczył je trupią czaszką na rękojeści. I
tak powstały istoty, które mnie tu sprowadziły. A nazwano je "Upadłymi
Strażnikami", lecz niektórzy nazywają ich "Upadłymi Aniołami" ze
względu na ich wygląd. I tak Śmierć straciła pełnię swojej władzy, a Los wraz z
Lucyferem stali się panami życia i śmierci... A ja, wybrany przez Upadłe
Anioły, zostałem kolejnym Strażnikiem Śmierci... Bynajmniej tak wynikało z
moich domysłów. Jestem tylko ciekaw, co się stało z moim poprzednikiem i kim on
był. O tym mówiła dalsza część Wielkiej Księgi. Ten dość duży skrawek, a może
nawet i połowa księgi była swego rodzaju pamiętnikiem, w którym poprzedni
Strażnicy Śmierci opisywali swój żywot, który często ciągnął się wiekami...
Każda część pamiętnika była
odpowiednio zatytułowana, żeby można było rozróżnić, który ze strażników
opisywał swoje dzieje. "Pierwszy Strażnik Śmierci: Czerwone Oko"-
Taki tytuł nosił pierwszy skrawek Kronik Śmierci...
Rozdział III"Strażnicy"
"I
tak rozpoczynają się dzieje Śmierci- odwieczna walka dobra ze złem, śmierci z
życiem." Oto pierwsze zdanie rozpoczynające Pamiętnik Smętnego Kosiarza.
"Z
początku nie wiedziałem co się dzieje. Od każdej strony otaczała mnie ciemność.
W pobliżu nie było widać nawet marnego przebłysku światła. Szedłem powoli przed
siebie nie wiedząc co znajduje się w moim pobliżu. Wtem nagle pośród cmentarnej ciszy wydobył
się dźwięk zapalanej zapałki. Odgłos ten rozchodził się zza moich pleców.
Słysząc jakikolwiek dźwięk momentalnie zareagowałem i odwróciłem się. Nareszcie
zabłysnął we mnie płomyk nadziei… a konkretniej malutkiej świeczki stojącej w
oddali na biurku. Z tej radości miałem ochotę pobiec w jej stronę ile sił w
nogach, ale… coś mi nie pozwalało. Musiałem zatem zmierzać w tamtą stronę
powolnym spokojnym krokiem. Gdy doszedłem do stolika płomień świecy jakby się
powiększył. Malutki płomyczek przemienił się w dość duży ognik, który oświetlał
teraz cały stolik i przestrzeń wokół niego. Na stole, oprócz świecy leżała
niezwykle zdobiona księga. Niestety nie można było jej otworzyć- była
zabezpieczona pasem, którego nie dało się zerwać. Łączył on jedną okładkę z
drogą od strony kartek tak, żeby uniemożliwić otwarcie książki. Kiedy chciałem
spróbować ją otworzyć ujrzałem w końcu swoją rękę. Lekko się przestraszyłem, gdyż
zobaczyłem prawie gołe kości. Jedynie gdzie nie gdzie zwisały postrzępione
resztki ścięgien i mięśni. Zacząłem z zaciekawieniem oglądać pozostałości po
moim ciele. Wtem zauważyłem, że coś niedaleko mnie błysnęło odbijając światło
świecy. Wystarczyło tylko podnieść głowę, żeby ujrzeć stojące przede mną
ogromne lustro. Było one zdobione na styl gotycki, zresztą tak samo jak biurko
i księga. Moje odbicie widniało w zwierciadle. Miałem na sobie czarną, długą i
postrzępioną szatę, która zakrywała prawie całe ciało. Spod niej wystawały
tylko stopy, dłonie i głowa, a właściwie czaszka. Czaszka bez oczu, a z
oczodołów błyskało czerwone światło. O dziwo jedyne co zostało z mego starego
ciała to… włosy- długie, proste, czarne włosy. Z przerażeniem zacząłem się cofać,
aż potknąłem się… o krzesło. Na szczęście złapałem się biurka dotykając
jednocześnie księgi. Usłyszałem tylko cichutki trzask podobny do dźwięku
otwierania kłódki. Powoli wstałem i spojrzałem na biurko. Wszystko było na
swoim miejscu, ale księga leżała otwarta, a pasek był jakby odpięty od okładki.
Nie mając innego zajęcia przeczytałem księgę i dodałem do Niej swój wpis w
postaci pamiętnika."
C.D.N....